OPOWIADANIA PARAFIAN z WOLI BATORSKIEJ

1.

Brata Alojzego Kosibę poznałem w 1925 r., gdy przychodził tu do Woli Batorskiej po kweście. Zachodził on do mnie po ziemniaki. Wchodząc pozdrawiał pozdrowieniem chrześcijańskim i nie zatrzymywał się długo z braku czasu. Witał się serdecznie z dziećmi i prosił, aby były zawsze grzeczne dla starszych. Obserwowałem Brata Alojzego, bo wydawał mi się bardzo poważny (...) bardzo religijny i bardzo się mi podobał, tak że dałbym mu całą chałupę (...).
Słyszałem, że jak gdzieś była bieda, to poratował, bo był taki, że w jednym miejscu wziął, a w drugim dał. U mnie w domu nie zatrzymywał się, tylko na polu, bo czas mu nie pozwalał. Kościół tutejszy odwiedzał, a dzieci biegały za nim, bo go bardzo lubiły. Z zachowania się jego poznałem, że Brat Alojzy to człowiek godny poszanowania, którego świat nie obchodził. Moja teściowa mówiła, że Brat Alojzy wygląda jak św. Franciszek. Do ludzi zwracał się w bardzo delikatnych
słowach, jakby był ich ojcem (...).

Jan Maślaniec


2.

Brata Alojzego Kosibę znałem od 12 roku mojego życia. Zauważyłem go, gdy przychodził do członków III Zakonu tu w Woli Batorskiej, gdzie służyłem u gospodarza. Brat Alojzy zachowywał się bardzo flegmatycznie, ale nie tracił czasu na rozmowach, a wieczorem wolny czas przepędzał na modlitwie; sam bez towarzystwa przechadzał się po ogrodzie i modlił się. Jako młodzieniec zauważyłem, że Brat jest człowiekiem „za dużo wierzącym", a gdy się zapytałem, dlaczego się tak dużo modli, odpowiedział, że modli się za wszystkich i pytał się, czy ja codziennie mówię paciorek, po czym dodał, że ja pewnie nie zawsze mówię paciorek i upomniał mnie. Jałmużny od nikogo nie wyłudzał, ale gdy kto miał mu co do dania, to przyjął.
Ogólnie Brat Alojzy był bardzo lubiany i dlatego każdy go
chętnie przyjmował.
Antoni Grochot


3.

Brata Alojzego Kosibę znałam od wczesnego dzieciństwa. Gdy zbierał tu kwestę, to wchodził do każdego i pozdrawiał zawsze pozdrowieniem chrześcijańskim. Kiedy jednego razu Brat szedł przez wieś i odmawiał różaniec, jacyś źli chłopcy rzucali za nim kamieniami. Widząc to upomniałam ostro tych chłopaków, a Brat Alojzy powiedział do mnie : „Niech siostra da spokój, oni gdy podrosną to zmądrzeją, a teraz niech siostra za nich się modli". Kiedy znowu się zdarzyło, że zuchwałe kobiety zwymyślały go, Brat Alojzy za wszystko dziękował słowami „Bóg zapłać" i modlił się. Gdy go tu widziałam, zawsze myślałam sobie, że Brat Alojzy to osoba, jakiej drugiej nie ma, bo nie widziałam takiego drugiego człowieka pod względem jego uduchowienia.
Jednego razu byłam z synem w Wieliczce na odpuście, miałam wtedy około 40 lat, to wtedy zauważyłam, że gdy przed kościołem były zebrane kobiety, a Brat Alojzy obok nich, wtedy nadszedł gwardian i upomniał go, że w kuchni jest dużo roboty, a on tu na rozmowie z kobietami. Wtedy Brat nic nie odpowiedział, tylko pokornie ukłonił się wszystkim i od¬szedł. W tej rozmowie z kobietami mówił o potrzebie modlitwy.
Brat Alojzy był bardzo lubiany (...).
Dowiedziałam się, że gdy Brat Alojzy umarł, to pobożni ludzie brali po kawałeczku z jego szat.
Aniela Maślaniec


4.

Przypominam sobie, że gdy Brat Alojzy zjawił się tu w Woli Batorskiej po kweście, to jego zachowanie się było zawsze pełne świątobliwości. W rozmowach z nami poruszał tylko rzeczy pobożne. Odmawiał stale różaniec. Dzieci bardzo kochał, a co miał przy sobie, to rozdawał im; czasem jak dostał coś od kogoś, to dał dziecku. Był on tu bardzo lubiany i dlatego każdy, kto tylko miał, to chętnie mu dawał. Wierzę, że Brat Alojzy był człowiekiem bardzo świątobliwym i mam do niego pełną ufność i dlatego modlę się do niego często o wstawiennictwo i wierzę w to, że za jego pośrednictwem doznawałam różnych łask.
Antonina Jaworska


5.

Brat Alojzy bardzo lubił dzieci i do mojego rodzeństwa odnosił się bardzo życzliwie, rozmawiał o rzeczach religijnych, opowiadał o zdarzeniach z Pisma św. Starego Testamentu, czego dzieci chętnie słuchały. Rozmawiał ze starszymi, ale nie długo; ale o czym, tego nie pamiętam. Był bardzo lubiany i dlatego z wielką chęcią go przyjmowano, zwłaszcza w jesieni. (...) Gdy jednego razu Brat przechodził obok pewnego domu i usłyszał kłótnię, zaraz zwrócił się do małej dziewczynki siedzącej na oknie, ażeby poprosiła swoją mamusię, żeby się ze swoją babcią nie kłóciła. Widziałam Brata Alojzego w kościele w Niepołomicach, gdy służył do mszy św. Wydawał mi się on tam jako człowiek bardzo pobożny.
Katarzyna Loch


6.

Brata Alojzego Kosibę znałam od najwcześniejszego dzieciństwa. Zachodził on podówczas do domu moich rodziców po kweście i czasem nocował w oddzielnej komnacie. Do dzieci odnosił się bardzo grzecznie i schlebnie, a gdy domagał się od nich modlitwy, to czasem dla zachęty i przynaglenia uderzał żartobliwie paskiem. Gdy się tu zatrzymał, to zawsze wokoło niego gromadziły się dzieci, które go bardzo lubiły. Zbiegały się do niego z całej okolicy, a z góry bardzo cieszyły się na jego przyjazd. Brat Alojzy zadawał im pytania katechizmowe i pouczał o prawdach wiary. (...) Nieustannie się modlił, różańca nie wypuszczał z rąk, wiele pościł, czego jednak na zewnątrz nie okazywał. Wedle moich spostrzeżeń prowadził on życie bardzo świątobliwe. Miał on taką naturę, że nigdy na nikogo się nie gniewał, był bardzo dobrotliwy, na uchybiające słowa nigdy nie reagował, przeciwnie podziękował słowami „Bóg zapłać".
Każdego dnia rankiem, gdy już była wybudowana kaplica, wstępował do niej służyć do mszy św. Wstawał bardzo wcześnie rano, przed godz. 4, i zaraz odmawiał, chodząc po podwórzu, swoje modlitwy i różaniec. W zachowaniu się był bardzo delikatny i nikomu z nas w niczym nie przeszkadzał. Dary z kwesty zbierał u nas w komorze, a potem załadowywał na furmankę. Wiadomo mi, że gdy był ktoś we wsi ubogi, to obdarowywał go zawsze jałmużną lub jakimiś darami. O Bracie Alojzym miałem zawsze przekonanie, że był on człowiekiem świątobliwym. (...) Bywał u nas prawie do ostatnich chwil swojego życia; zachował się zawsze świątobliwie bez żadnych zmian. Miał on zawsze uśmiech na twarzy i był nieustannie zatopiony w modlitwie.

Jan Mleko