6. ŻYCIORYS - PRZED CUDOWNYM UKRZYŻOWANYM

Od pierwszych dni pobytu w Wieliczce Brat Alojzy spostrzegł jeden ważny szczegół, a mianowicie zauważył, że wierni codziennie modlą się gorąco przed Ukrzyżowanym Chrystusem w kaplicy znajdującej się między zakrystią a wejściem do kościoła. Zresztą każdy bystry przybysz to zauważy. Brat Alojzy zainteresował się tym swoim spostrzeżeniem. Wyczytał na wiszącej obok tabliczce historię tego naturalnej wielkości Krucyfiksu i dowiedział się, że to Cudowny Pan Jezus. Odtąd zaczął się i on modlić na tym miejscu, a z czasem przylgnął już na całe życic duszą i sercem do tego Cudownego Pana Jezusa.
Jakaż jest historia tego Cudownego Ukrzyżowanego? Mówią o Nim stare kroniki reformackie. Z nich dowiadujemy się, że ten cudowny wizerunek Chrystusa, rzeźba w drewnie, pochodzi z w. XVII, a rozsławienie go jako słynnego cudami łączy się ściśle z rokiem 1743, tj. z datą śmierci o. Karola Ketnera, zmarłego w klasztorze reformatów w Krakowie.
Któż to był ten o. Karol Ketner? Był to za młodu rycerz, „w wojsku Rzeczypospolitej zasłużony oficer". Przez długi czas trwał uporczywie w protestantyzmie, ale nawróciwszy się porzucił służbę wojskową i wstąpił na służbę Bogu do zakonu reformatów. Tu został kapłanem, a wkrótce lektorem filozofii i teologii dla kleryków zakonnych. Zasłynął też jako kaznodzieja zwalczający innowierców, ponieważ, sam dawniej po protestancku wychowany, znał doskonale ich błędne przekonania. Pięćdziesiąt dwa lata przeżył w zakonie jako wzorowy, pokorny i pobożny kapłan. Gdy jako 80-letni staruszek był już bliski śmierci, zapytał go jeden z ojców, czy w swym życiu otrzymał od Boga jakąś szczególniejszą łaskę, którą by mógł oznajmić na chwałę Bożą? Wówczas o. Karol opowiedział mu następujące zdarzenie. Kiedy był jeszcze klerykiem-nowicjuszem w Wieliczce, widział, że ojcowie bardzo często modlili się przed Ukrzyżowanym Panem Jezusem, na dolnym krużganku, niedaleko drzwi kościelnych. Ponieważ zaś trapiły go pokusy zwątpienia i rozpaczy, że mu Bóg nie przebaczy jego przeszłych grzechów i błędów i skutkiem tego miał już zamiar opuścić klasztor, w tych uciskach i strapieniach duchownych modlił się także przed tym wizerunkiem Pana Jezusa. Pewnego razu po jutrzni, którą wtedy odprawiano o godz. 12 w nocy, został tam na modlitwie i całując nogi Jezusowe błagał o odpuszczenie grzechów słowami św. Bernarda:
Na tym krzyżu wprost stojący,
Spojrzyj! O, mnie kochający,
Do Siebie mnie wołający:
Zdrów bądź! Wydaj głos, mówiący:
Już ci odpuszczam wszystko!
Wtedy usłyszał głos z krzyża: Odpuszczam ci wszystko! Zdarzyło się to w r. 1692. Tak wyznał o. Karol pod przysięgą z pokorą i łzami. Kiedy w jakiś czas potem umarł, wyjawiono ten cud wiernym i odtąd zaczęła się szerzyć szczególna cześć i nabożeństwo do tego wizerunku Pana Jezusa jako Cudownego.
Brat Alojzy dobrze zapamiętał sobie to niezwykłe zdarzenie z nowicjuszem, gdyż sam też na tę drogę się przygotowywał, a w czasie nowicjatu modlił się codziennie przed Cudownym Ukrzyżowanym nie mniej gorąco, niż przed laty ów Karol Ketner.
O cóż prosił Brat Alojzy w swych modłach? Przypuszczać by należało, że przede wszystkim o tę wielką łaskę, by stać się dobrym zakonnikiem i wiernie wytrwać w swym powołaniu.
Gdy zaś ukończył nowicjat i przeniósł się na konwent do celki od strony wirydarza, to i wtedy nie zapominał o swym nabożeństwie do Cudownego Pana Jezusa, lecz owszem, w miarę upływu lat coraz to więcej kochał to miejsce modlitwy. Kto go nie znalazł w celi lub przy pracy, mógł być pewien, że znajdzie go w kaplicy.
Nieraz mówiąc pacierze przed tym Ukrzyżowanym przerywał nagle szept modlitwy i pozostawał czas jakiś w bezruchu na klęczkach, z oczyma utkwionymi w Cudownym Wizerunku. Potem zaczęły mu spływać ciche łzy po policzkach, z piersi wydzierało się westchnienie, wreszcie szloch i głowa opadała powoli na stopień ołtarza. W tak kornej postawie, zgięty w pół, z czołem opartym o kamień stopnia Brat Alojzy trwał długie chwile. Zatapiał się w rozmyślaniu o Męce Pańskiej. Sam bowiem widok postaci Pana Jezusa rozpiętej na krzyżu — choć była to stara ludowa rzeźba, ale wykonana z widocznym artyzmem — widok zbolałej cierpieniem i konaniem twarzy — już nastrajał do rozważania nad Męką Pana Jezusa za
nasze grzechy.

Brat Alojzy, wczuwając się w czasie tych rozmyślań - zachwytów w cierpienia Jezusowe, zaczął rozumieć w całej grozie złość grzechu śmiertelnego, dlatego w późniejszych latach tak często i gorliwie modlił się za grzeszników, prosząc o ich nawrócenie. Dlatego też, ile razy i gdziekolwiek spotkał się choćby z najmniejszym zgorszeniem i grzechem, zaraz biegł do kaplicy i tam ze szlochem przepraszał Pana Jezusa i błagał o łaskę opamiętania dla gorszycieli. Sam też pokutował wtedy, odmawiając sobie posiłku i zanosząc swoją porcję z obiadu czy kolacji ubogim przy furcie. Biczował się wówczas dłużej i krzyżem leżał. Gorzko pokutował Pan Jezus za grzechy świata, więc także i Brat Alojzy starał się naśladować Ukrzyżowanego przez dobrowolnie podejmowane pokuty za grzeszników. Od Pana Jezusa na krzyżu uczył się rozumienia ducha pokuty.

Ukrzyżowany Pan Jezus był dla Brata Alojzego prawdziwą szkołą cnót. Jak Chrystus stał się posłuszny Ojcu Swemu aż do śmierci krzyżowej, tak i on ćwiczył się w posłuszeństwie zakonnym; jak Pan Jezus w czasie swej Męki stał się pośmiewiskiem ludu i wzgardą pospólstwa, tak i on uczył się cnoty pokory. Pan Jezus umarł ubogi i nagi na krzyżu, więc i on ćwiczył się w zakonnym ubóstwie. Tu uczył się też przepięknej cnoty miłości bliźniego i miłości nieprzyjaciół. Nie będzie przesady, gdy powiemy, że Brat Alojzy wymodlił sobie u Cudownego Pana Jezusa te cnoty, którymi zajaśniał w późniejszym życiu.

Kiedy Brat Alojzy przebywał w klasztorze, nie było dnia, by bodaj parę razy nie klęczał u stóp Ukrzyżowanego. Szczególnie zaś wieczorem, po kolacji, lubił modlić się z nowicjuszami. Odmawiał wtedy Litanię do Imienia Jezus i pacierze w rozmaitych intencjach, jakie mu serce podyktowało i jakie mu poddawali dobrodzieje klasztoru.

Jeden ze starszych ojców tak mówił o Alojzym: „Nie wiem, czy dałoby się policzyć te wszystkie jego koronki, wyszeptane podczas długich wędrówek kwestarza, te z płaczem odmawiane Litanie do Pana Jezusa Miłosiernego w kaplicy, te wszystkie akty strzeliste: «O mój Jezu, miłosierdzia» ! — powtarzane przy każdej okazji. A miał niemały wpływ na Serce Jezusa Miłosiernego, skoro tyle łask wyprosił już za życia. Jego modlitwom polecano przeróżne sprawy i troski, tak klasztorne, jak i dobrodziejów klasztoru, stroskanych, cierpiących i chorych. On gromadził to wszystko, szedł przed Cudowny wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego, znajdującego się w krużganku klasztornym, klękał, prosił i jęczał.
Nieraz do tej modlitwy wciągał i nas nowicjuszy, te świeże latorośle zakonu, ufając, że tylu głosów musi Pan Bóg wysłuchać. I Pan Bóg wysłuchiwał. Wdzięczni wierni wychwalali Miłosierdzie Boże i serdecznie dziękowali Bratu Alojzemu".
Można by śmiało powiedzieć, że od stóp tego Cudownego Jezusa rozpoczął Brat Alojzy swą drogę do świętości.