17. ŻYCIORYS - „ALOJZECZEK"

Brata Alojzego poznałem w r. 1929, kiedy liczył 74 lata. Nikt by mu jednak tego wieku nie przypisał, taki był jeszcze żywy i ruchliwy. Nigdy nie chodził ociężale, nie znać było na nim zmęczenia wiekiem starca, dreptał zawsze lekkim, drobnym krokiem, z głową i barkami nieco pochylonymi. Był to człowiek o normalnym wzroście, silnej budowy, ale nie otyły, bo zawsze znajdował się w ruchu. Nikt nie pamięta, by kiedy zapadał na jakąś poważniejszą chorobę, cieszył się stale dobrym zdrowiem, mimo tylu prac i trudów w klasztorze i niewygód na kweście.
Czoło miał poorane bruzdami, twarz pomarszczoną, lecz rumianą, o pełnych policzkach, prawie zawsze uśmiechniętą. Ten uśmiech i błyszczące, śmiejące się oczy zdradzały u niego wewnętrzną radość. Ponieważ zaś nosił przy tym ogoloną głowę, bo był mocno łysy i uszy miał trochę odstające, czynił wrażenie jowialnego, prostodusznego i wyrozumiałego staruszka.

Podobnie go zapamiętała jego krewna, p. Anna Sroczanka, która osobiście się z nim zetknęła w r. 1935. Zachowała o nim następujące spostrzeżenia: „Od pierwszej chwili zwróciłam uwagę na wyraz jego twarzy, taki pogodny, stale uśmiechnięty. Chwilami odnosiłam wrażenie, zwłaszcza gdy miał rozpocząć rozmowę, że za chwilę spłata jakiegoś figla i tylko hamuje uśmieszek, ale to było tylko chwilowe wrażenie, bo rozmawiał zawsze poważnie".
Toteż nic dziwnego, że lgnęły do niego niewinne dzieci, bez cienia obawy się zbliżały i dobrze się przy nim i z nim czuły, bo Brat Alojzy też miał taką dziecięcą naturę. Był zawsze otwarty i szczery, nie miał nic do ukrywania, nie nakładał nigdy sztucznej maski na twarz, nie było u niego odrobiny obłudy i udawania, ale zawsze cechowały go szczera pokora i prostota.

Dla tych jego cech usposobienia nie tylko dzieci obdarzały go sympatią i zaufaniem, ale i wszyscy starsi, jeżeli poznali się z nim bliżej.
Stanisław Kusina, adwokat z Myślenic, takie snuł wspomnienia o Bracie Alojzym :
„Miałem sposobność stykać się ze śp. Bratem Alojzym Kosibą w ciągu 40-lecia jego życia, tj. od r. 1900 aż do chwili jego śmierci. Widziałem go w pracy kwestarskiej, w codziennym życiu prywatnym, w służbie Bożej. Od pierwszej chwili poznania zawiązał się między nami stosunek serdeczny, przyjacielski, a to dzięki szczególnym zaletom i cnotom, które promieniowały z osoby śp. Brata Alojzego. Zawsze ten sam, naturalny, pokorny, pobożny, pełen dobroci serca, prześwietlony świątobliwością. Cnoty te nigdy go nie opuszczały; w żadnych okolicznościach życia, dobrych i ciężkich, nigdy z ust jego nie usłyszałem skargi, narzekania. Pogoda, łagodność usposobienia, prawdziwie chrześcijańska pokora, dobroć serca o wszystkich odcieniach miłości chrześcijańskiej, niezwykła pobożność tak harmonizowały z osobą śp. Brata Alojzego, tak były naturalne, tak wypływały z jego duchowej struktury, że mowy być nie mogło o jakimś sztucznym afiszowaniu tych cnót".
Rzecz zrozumiała, że gdzie tylko się pojawił Brat Alojzy, tam wprowadzał zawsze pogodny nastrój. Dlatego z całym zaufaniem udawali się do niego wszyscy strapieni; tak z nimi szczerze współczuł, tak brał serdecznie te wszystkie ich troski i bóle do serca, tak ich pocieszał obiecując, że będzie się w ich intencjach modlił, iż odchodzili potem od niego dziwnie podniesieni na duchu. Gdy mówił do nich: „Nie trapcie się, to wobec wieczności drobnostka. Pan Bóg to wszystko jeszcze na dobre obróci" — wierzyli jego słowom, tak, jak wierzyli w skuteczność jego modłów. Bo wiedzieli też i to, że gdy ten Brat modlił się, to wkładał wtedy całą duszę i serce w tę rozmowę z Bogiem, to zupełnie zapominał o sobie. Tak żarliwa, szczera i serdeczna była jego modlitwa, jak szczere i serdeczne odnoszenie się do każdego z bliźnich.
Powyższe cechy charakteru Brata Alojzego potwierdzili swoją opinią miejscowi księża.

Jeden z nich napisał o nim te słowa: „Stykając się z wiernymi na terenie parafii Wieliczka zauważyłem, że wierni wyrażali się o Bracie Alojzym z niezwykłą sympatią, witali go
u siebie bardzo chętnie, zwłaszcza że był z usposobienia bardzo pogodny, umiał pocieszać i rozweselać".
Inny zaś wyraził się w ten sposób o Bracie Alojzym: „W odnoszeniu się do bliźnich cechowała go nadzwyczajna grzeczność, uniżoność i wesołość, optymizm i pocieszanie wiernych".
„Mnie przede wszystkim — wspominał o nim ks. Stanisław Mizia — uderzył rys jego charakteru, świadczący o dobrej duszy, że o nikim się źle nie wyraził, choćby o najgorszym".
Jeszcze więc jedną zaletę miał Brat Alojzy w odnoszeniu się do ludzi, że nigdy nikogo nie obmawiał, nikogo nie potępiał i nie krytykował. Było to objawem jego wielkiej delikatności i prawdziwie dziecięcej prostoty. Tak jest, prostota cechowała Brata Alojzego, ale bynajmniej nie prostackość. Znał on bowiem do tego stopnia formy grzecznościowe, że umiałby się znaleźć nawet na dworze książęcym. Ale jakkolwiek w czasie kwesty bywał w rozmaitych towarzystwach i w dworach ziemiańskich, to na wszelkie honory i zaszczyty był zupełnie obojętny. Bynajmniej nie wzruszało go, czy jechał zwyczajnym chłopskim wozem, czy w eleganckiej karecie. Zupełnie nie reagował na to, gdy go chwalono, czy gdy go besztano i wyśmiewano. Na wszelkie docinki i złośliwości wobec jego osoby nie okazywał ani cienia oburzenia czy niecierpliwości.
Jego trochę oryginalny sposób wyrażania się był pewnym odbiciem pogody wewnętrznej, dobrotliwości i delikatności w odnoszeniu się do ludzi. W pewnym okresie życia zaczął używać bardzo często wyrazów zdrobniałych. Wymawiał : klasztoreczek, kwesteczka, herbateczka, chlebeczek, pacioreczek, litanijka itp. O ubogich mówił, że to "paneczki", a na kleryków nowicjuszy: „aniołeczki"; stąd i jego zaczęto nazywać nie Brat Alojzy, lecz Brat Alojzeczek, lub po prostu „Alojzeczek", rzadziej „Alojzuńciu".
Poza oczy zaś nazywano go czasem żartobliwie „herbateczka". Gdy go bowiem chciano w świeckich domach czymś poczęstować, zawsze prosił o herbateczkę. Nazywano go też i „meterkiem", a jak do tego doszło, niech nam opowie jeden ze świadków.

„We dworze Chrostowa-Dąbrowica koło Bochni Brat Alojzy był znany od wielu lat i był tam zawsze niecierpliwie oczekiwany. Nazywano go we dworze « meterkiem », a to z tego
powodu, że tamtejszy właściciel ziemski, Zdzisław Włodek, przyjmował go bardzo chętnie i zwracał się do niego z zapytaniem: « Czym ci, Alojzuńciu, mogę służyć »? Na to brat Alojzy odpowiadał: «meterek, meterek », co oznaczało, że prosił o metr zboża i w rezultacie zawsze proszony « meterek » otrzymywał".
Czy to spieszczanie wyrazów nie było u Brata Alojzego przejawem jakiegoś zdziecinnienia lub zniewieściałości? Ani jedno, ani drugie. W ustach Alojzeczka te zdrobnienia wyglądały naturalnie i bynajmniej nie śmiesznie. Nikogo to nie raziło i nikt tego nie nazywał dziwactwem, ale raczej dowodem jego pogodnego podchodzenia do życia, albo lepiej — dowodem jego wielkiej pokory. Z tej pokory bowiem wynikała przedziwna serdeczność Alojzego w odniesieniu do wszystkich i wszystkiego, i być może, iż ta serdeczność rodziła u niego owo zdrobnienie wyrazów.
Nasuwa się tu skojarzenie z tymi chwytającymi za serce wyrażeniami u św. Franciszka, jak: siostra śmierć, brat wilk czy pani ubóstwo. A przecież podłożeni powstania tych nazwań u św. Biedaczyny, obok pewnego poetyzowania, była też głęboka jego pokora.
Bądź co bądź, te zdrobnienia pozostały w ustach Alojzeczka
do śmierci.
I dziś jeszcze, gdy się nadmieni o Słudze Bożym Bracie Alojzym starszym mieszkańcom Wieliczki i okolicy, to w swoich wspomnieniach nie nazywają go inaczej jak „Alojzeczkiem".