WSPOMNIENIA KSIĘŻY

1. Charakterystyczny szczegół

W załączeniu przesyłam kartkę pisaną przez Alojzego Kosibę z Zakonu OO. Reformatów w Wieliczce, na skutek dekretu Najprzew. Ks. Metropolity Karola Wojtyły z dnia 15 czerwca 1965 r. Nadmieniam, że osobiście znałem Brata Alojzego z pierwszej placówki w Racicchowicach. Kartka pochodzi z czasu (l VI 1937), gdy zostałem przeniesiony z wikariatu w Raciechowicach do Łapanowa. Miałem stos podobnych kartek pisanych przez Brata Alojzego do mnie do Łapanowa, ale przeglądając swoją korespondencję w ezasie wojny spaliłem wszystkie, a teraz tylko znalazłem tę jedyną, więc ją załączam. Pisał do mnie z okazji świąt, imienin i okoliczności, gdy miał przyjechać do Łapanowa przejeżdżając po „kweście", by mógł u mnie przenocować. Miał u mnie stację noclegową. Mając przyjechać zamawiał się na nocleg, a po odjeździe dziękował, pisał podziękowanie. W roku do 10 kartek pisywał.
Kiedy z oddali patrzę na tę postać, mam go żywo przed oczyma, jako człowieka niezwykle uprzejmego, pełnego życia Bożego i dobroci chodzącej.

Przytoczę szczegół, który jest charakterystyczny.
Pewnego jesiennego wieczora przychodzi późno, zziębnięty, przemokły i głodny. Wiedziałem, że przyjedzie, więc oczekiwałem Go. Przygotowałem kolację, ale zjadł bardzo mało, bo nie mógłby spać — jak powiedział. Że jest zmokły i buty ma przemoknięte, nie dał się przekonać, by zdjął zaraz i by się przebrał, ale powiedział: "To wyschnie na mnie". Niedługo z Nim rozmawiałem, by mógł zaraz pójść spać. Ukląkł przy kanapie mówiąc paciorek. Ja zasnąłem, a gdy się przebudziłem była godzina przed dwunastą w nocy, zauważyłem przez niedomknięte drzwi, że Alojzeczek klęczy, podchodzę i budzę go, a on powiada — „Nie śpię, już idę spać, tylko pomodlę się jeszcze o zdrowie krowiny (krowy) jednej biednej wdowy, by wyzdrowiała, bo jest żywicielką całej rodziny".
Nie wiem, kiedy się położył, bo ja zasnąłem, ale o godz. 5 rano już wstał, ubrał się i mówił paciorek, bo czeka go daleka podróż, jak mówił.
Podziwiałem go, że był już w latach, a tak surowy i ostry tryb życia prowadził, będąc zawsze pogodnego usposobienia. Będę się modlił, by doczekać wyniesienia Go na ołtarze.
Ks. Józef Dewera

Chochołów, wrzesień 1965 r.


2.

Brata Alojzego Kosibę pamiętam z Bolechowic, gdzie w czasie I wojny światowej byłem wikarym. Przychodził on tam za kwestą, ale bardzo rzadko, tak że ostatecznie niewiele razy go widziałem. A poważany był przez Księdza Proboszcza dla jego ducha zakonnego i dobrego wpływu na ludzi.
Pewnego dnia, a było to w roku 1915 lub 1916, przyszedł do dworu w Sance, gdzie dziedzicem był protestant Ewald Miguła. Ten zadał mu następujące pytanie : „Wy jesteście
reformowani i my też jesteśmy reformowani — wobec tego jaka jest różnica pomiędzy wami a nami?". Brat chwilowo się zamyślił, jaką dać odpowiedź i — jak mówił — żałował, że nie ma przy sobie jakiegoś ojca wykształconego w teologii, który by umiał na postawione pytanie dobrze odpowiedzieć. Po chwili namysłu dał mu odpowiedź : „My jesteśmy reformowani z lżejszego na ostrzejsze, a wy z ostrzejszego na lżejsze". Protestanckiemu dziedzicowi tak się spodobała ta odpowiedź, że dał mu sowitą jałmużnę i nie tylko tym razem, ale i później zawsze chętnie ją dawał (...).

Ks. Kań. Jan Pawela 2 Wadowice, 6 XII 1963 r.


3. Nad wyraz uczciwy

Brata Alojzego Kosibę poznałem około 50 lat temu, kiedy przyjeżdżał do Rabki k. Chabówki, gdzie byłem podówczas wikarym. (...) Probostwo parafii w Kłaju objąłem w roku 1926 i dopiero od tego czasu spotykałem się tam z Bratem Alojzym, dokąd przyjeżdżał raz w roku jesienią po kweście. Obserwowałem go dosyć uważnie, bo przyjeżdżając na kwestę nocował na plebanii. Brat Alojzy, jak stwierdziłem, był zawsze w bardzo dobrym humorze i usposobieniu, był stale uśmiechnięty, grzeczny i nad wyraz uczciwy. Dla ludzi był bardzo uprzejmy i miłosierny, okazywał im wszędzie wielką życzliwość. Był on przy tym dowcipny, lubiał żartować, ale nigdy nikomu się nie narażał. Czasem pouczał starszych i dzieci katechizmu, wypytywał się o jego znajomość, uczył śpiewać Godzinki do Najśw. Maryi Panny.

Brat Alojzy odznaczał się nadzwyczajną pobożnością, szedł zawsze z różańcem w ręku. Gdy przebywał w Kłaju, to ile razy przyszedł do domu, zawsze udawał się najpierw do kościoła, aby pokłonić się — jak mówił — Panu Jezuskowi. Do Mszy św. służył z wielką pobożnością, ręce przez cały czas złożone. Do Komunii św. przystępował z nadzwyczajną pobożnością, serdecznością i gorącością. Po Mszy św. pozostawał jeszcze długi czas na modlitwie w kościele. Słyszałem od kogoś ze znajomych, że Brat Alojzy w swoim mieszkaniu na plebanii biczował się pasem, bo słychać było ostre uderzenia po ciele.
Do ludzi odnosił się z tak głębokim miłosierdziem, że gdy na przykład otrzymał na kweście w tartaku i od dobrodziejów furę drzewa, to wioząc pełną furę rozdał ją po drodze prawie doszczętnie.
Ludność tutejsza odnosiła się do niego z wielkim szacunkiem i życzliwością, a on również odwzajemniał się ludziom tym samym. Dzieci kochał i one też bardzo garnęły się do niego. Zawsze i wszędzie dawała się u niego zauważyć cnota pokory, nigdy nie unosił się. Modlił się zawsze bardzo gorliwie. Nim udał się na spoczynek, to też bardzo długo się modlił. Na każdym kroku poznać było można jego wielką pobożność i pokorę, które to zalety wywierały pociągający wpływ na ludzi. Jednocześnie był on człowiekiem towarzyskim, ale nie narzucał się nikomu, a swoją wielką życzliwością bardzo ujmował sobie ludzi. Był dosyć rozmowny. W rozmowach prowadzonych ze mną poruszał różne tematy świeckie i religijne. Do spraw i potrzeb Kościoła katolickiego był jak najbardziej życzliwie usposobiony, niczego sobie nie lekceważył, o władzach kościelnych wyrażał się zawsze z jak największym szacunkiem. (...) Z jego ogólnej postawy duchowej, z całego zachowania się i obcowania z ludźmi mogłem nabrać przekonania, że Brat Alojzy był człowiekiem prawdziwie świątobliwym.
Jak sobie przypominam, to był on w Kłaju jeszcze na jakiś niedługi czas przed swoją śmiercią.

Ks. Kań. Józef Kozik

Kłaj, 8 X 1963 r.


4. Kilka szczególów

Dnia 14 IV 1971 r. ks. Józef Bukowiec, proboszcz z Grobli, zwiedził celę S.B. Alojzego Kosiby i opowiedział następujące szczegóły z życia Sługi Bożego. „Pewnego razu przemówiłem się z parafianinem i z tego powodu byłem trochę zdenerwowany. Zauważył to Brat Alojzy i powiada do mnie: « Proszę księdza proboszcza, chodźmy do kościoła pomodlić się przed Panem Jezusem, to się ksiądz proboszcz uspokoi ». Modliliśmy się jakiś czas z Bratem i rzeczywiście w czasie modlitwy moje wzburzenie wewnętrzne ucichło zupełnie".

Innym razem przyszedł Brat Alojzy na plebanię i dowiedziawszy się, że musiałem wyjechać do szpitala na badania lekarskie, zaraz zebrał służbę plebańską do kościoła, która razem z Bratem modliła się o szczęśliwy mój powrót. Modlitwa ta zrobiła na służbie ogromne wrażenie.
Kiedy odprawiłem biednemu parafianinowi pogrzeb za darmo, Brat Alojzy ucieszył się bardzo i powiedział do mnie: „Bóg stokrotnie za to księdzu proboszczowi odpłaci".

W Ispinie, parafia Groble, pełnił funkcję nadleśniczego p. Bolesław Leliwa Lisowski, który zawsze do spowiedzi i Komunii św. wielkanocnej uczęszczał w Krakowie. Brat Alojzy udał się do niego i swymi pokornymi prośbami nakłonił go, by do Komunii św. wielkanocnej przystąpił w swoim kościele parafialnym dla zbudowania wiernych. Dodaję ze swej strony — mówi ks. Proboszcz Józef Bukowiec — że p. Leliwa Lisowski przed wojną należał do szlachty i arystokracji i wierni mogli się budować wtedy tym aktem religijnym nadleśniczego.

Gdy Brat Alojzy nocował u mnie na plebanii i zauważył, że około 10 wieczorem jeszcze nie śpię, poprosił mnie, żebym poszedł z nim do kościoła na krótką adorację, ale to adorowanie Pana Jezusa przeciągnęło się do 12 w nocy, tak gorliwie Brat Alojzy modlił się ze mną w rozmaitych intencjach.

Ks. Józef Bukowiec


5. Staropolski kwestarz

Przewielebny Ojcze! Znałem i podziwiałem Brata Alojzego, bom się z nim stykał na kolędach po parafiach, ale widywałem się z nim tylko przelotnie raz na rok. Podziwiałem jego świętość, spokój i pokorę, a przy tym zawsze dobry humorek. Był to ostatni kwestarz w dawnym staropolskim znaczeniu i w najlepszym wydaniu. Jednak bliżej z nim nie żyłem, zwierzeń żadnych, ani od niego, ani o nim nie mam, a przeżycia wojenne zatarły w pamięci legendy i weselsze wspomnienia o Drogim Bracie Alojzym. Zapewne w parafiach bliższych Wieliczki znalazłoby się wiele opowieści o Świątobliwym Bracie. Warto by to utrwalić i przekazać potomności. Łączę wyrazy poważania.

Ks. Józef Motyka

Lężkowice, 18 II1960