11. ŻYCIORYS - WIERNY SYN KOŚCIOŁA

Sługa Boży Alojzy Kosiba był wiernym synem Kościoła nie tylko w tym znaczeniu, że odznaczał się żywą i gorącą wiarą, że wypełniał najdokładniej wszystkie obowiązki i przepisy kościelne i zakonne, ale też i z tego powodu, iż glęboko przeżywał w duszy całą liturgię. Całym sercem wczuwał się w każdy okres roku liturgicznego. Można to było zauważyć w czasie Adwentu lub Wielkiego Postu, kiedy mniej mówił i nie ukazywał na twarzy uśmiechu, ale smutek i powagę.
W okresie Adwentu zapytany o przyczynę swego poważnego nastroju, zwykle mawiał: „Jakże tęskno duszy, gdy wygląda przybycia Gościa z nieba".
Ale gdy nadeszły święta Bożego Narodzenia, wtedy wielka radość zapanowała w sercu Alojzeczka. Było to jego najsłodsze i najradośniejsze święto, przeżywał je z prawdziwym dziecięcym weselem. Witał się wtedy z braćmi wesoło: „Dzieciusiu! Pan Jezus nam się narodził!". W refektarzu zakonnym podczas rekreacji wyśpiewywał kolędy i pastorałki, nawet takie, których nikt już nie znał i nie słyszał, bo dawno były zapomniane, jako „przestarzałe". Radośnie też kolędował razem z ludźmi, zwłaszcza z dziećmi przy szopce w kościele.

Wielki Post znowu napawał go smutkiem i to większym jeszcze niż w Adwencie. W pobożnych rozmyślaniach swoich cierpiał razem z cierpiącym Chrystusem. Często widziano go w tym okresie, jak ze łzami w oczach prosił Ukrzyżowanego w kaplicy o nawrócenie grzeszników, o to, by Go już więcej nie obrażali i o szczerą spowiedź dla nich. Mniej wtedy sypiał, mniej spożywał pokarmów, ujmował sobie z porcji przy stole i oddawał ubogim, częściej też odprawiał Drogę Krzyżową, biczował się i płakał w kaplicy, leżąc krzyżem. Przykładał umartwienia do swoich modlitw, by były tym skuteczniejsze. Wyglądał na przygnębionego duchowo i bardzo cierpiącego.
Gdy go raz brat Jacek zapytał: „Braciszku, dlaczego jesteście taki smutny, czy wam coś dolega?" - otrzymał odpowiedź: „Nie wiesz, dzieciusiu, jak Pan Jezus cierpi teraz w poście!?". Wiele razy w swoim życiu zakonnym wyjeżdżał w czasie Wielkiego Postu do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie ze specjalną gorliwością brał udział w urządzanych tam nabożeństwach, tzw. dróżkach ku uczczeniu Męki Pańskiej. W kościele klasztornym w Wieliczce uczestniczył w nabożeństwach wielkopostnych — odprawianych w każdy piątek Wielkiego Postu — odprawiał z wiernymi Stacje Drogi Krzyżowej, śpiewał Gorzkie Żale, usługiwał do mszy św. i słuchał długich kazań pasyjnych. Szczególnie uroczyście i z przejęciem obchodził Brat Alojzy święta wielkanocne. Znikał wtedy u niego smutek wielkopostny, twarz jaśniała weselem wewnętrznym z powodu przeżywanego misterium Zmartwychwstania Pańskiego. Radośnie wykrzykiwał do współbraci: „Pokój ci, najmilejszy bracie! Alleluja!". Promieniował także pogodą ducha i w czasie innych radosnych świąt Pańskich: Wniebowstąpienia, Zesłania Ducha Św. czy Bożego Ciała oraz podczas uroczystości ku czci Matki Bożej. W okresie Bożego Ciała Alojzeczek, chociaż był już starcem, jednak z prawdziwie młodocianym zapałem oddawał publiczny hołd Panu Jezusowi, biorąc udział w procesjach eucharystycznych.

Poprzednio już wpomniano, że Brat Alojzy odznaczał się gorącym nabożeństwem do Najśw. Sakramentu. Warto tu jednak przytoczyć jeszcze wspomnienie brata Jacka.
„Czterdziestogodzinne nabożeństwo — odprawiane w kościele klasztornym zgodnie z tradycją zakonu w ostatnie dni karnawału — było dla Brata Alojzego specjalną ucztą duchową; przez całe trzy dni klęcząc adorował Najśw. Sakrament. O odciągnięciu go od tej adoracji nie było mowy. Na zadane mu pytanie, czy się zmęczył, klęcząc tak długo na modlitwie, odpowiadał: « Dzieciusiu, jak można się zmęczyć przed Panem nieba i ziemi, Bogiem Mocnym?»".
W czasie, gdy nie było nabożeństwa, modlił się głośno z ludźmi, przedstawiając Panu Jezusowi w Eucharystii różne prośby ludzkie.
Jak w odpust Matki Boskiej Anielskiej, tak i w Dniu Zadusznym, chociaż napływ wiernych był wówczas mniejszy, odbywał z nimi przez cały dzień nawiedzanie kościoła dla uzyskania odpustów za zmarłych. Przez cały zaś listopad odprawiał codziennie z ludźmi w kościele Drogę Krzyżową za dusze czyśćcowe.

Nie były u Alojzeczka bez echa i uroczystości Patronów zakonnych. Prawdziwie synowskim nabożeństwem wielbił św. Franciszka Serafickiego, którego nazywał „naszym Ojcem i Patriarchą". Imię Jego wymawiał zawsze z głęboką czcią, a w swojej celce miał zawieszony obraz św. Franciszka Zakonodawcy i przed nim często rozkładał ręce w modlitwie.
— Kiedy jednego razu zwróciłem się do Alojzego z prośbą — opowiada brat Jacek — aby mi ten obraz darował, odpowiedział :
— „Dzieciusiu, obrazu swojego Ojca syn nie może się
pozbywać".
Dopiero przed swoją śmiercią polecił bratu Jackowi ten obraz sobie zabrać.
Odznaczał się także wielką czcią dla św. Piotra z Alkantary, reformatora zakonu, uważanego za ojca duchowego reformatów, dla św. Paschalisa Baylon, wielkiego czciciela Najśw. Sakramentu, i dla św. Salwatora z Horty, opiekuna ubogich. Relikwie tego ostatniego nosił od pewnego czasu ze sobą, przy koronce serafickiej. Na uroczystości zaś św. Dydaka - 13 listopada -Alojzeczek jako najstarszy z braci prosił w ich imieniu przełożonego o mszę św. w intencji braci oraz upraszał ojca magistra, by któryś z kleryków wygłosił w refektarzu podczas obiadu naukę o świętym Braciszku. Raz nawet Brat Alojzy sam przygotował sobie przemówienie o św. Dydaku i mówił z takim przejęciem i namaszczeniem, że niektórych braci pobudził do łez i rozrzewnienia.

Obok czci dla powyższych świętych z zakonu franciszkańskiego Brat Alojzy miał wielkie nabożeństwo i do swoich św. Patronów, gdyż ze swego brewiarzyka tercjarskiego starał się codziennie odmawiać litanie do św. Piotra Apostoła i do św. Alojzego Gonzagi.
Na starsze lata Brat Alojzy, gdy już nie mógł pracować, a był wolny od kwesty, lubił brać od przełożonego pozwolenie na zwiedzanie kościołów krakowskich, przy czym szczególniejszą uwagę zwracał na te świątynie, gdzie spoczywają polscy święci, jak np. kościół bernardynów, w którym są relikwie błog. Szymona z Lipnicy, katedrę na Wawelu ze św. Stanisławem Biskupem, kolegiatę św. Anny ze św. Janem Kantym, bazylikę franciszkanów konwentualnych z błog. Salomeą i kościół dominikanów ze św. Jackiem.
Brat Alojzy uważał sobie za wielkie szczęście, gdy mu w kościele dominikanów jeden z zakonników podał do ucałowania relikwiarz z głową św. Jacka.

Z wielkim zamiłowaniem oddawał się Alojzeczek modlitwom w kościołach z cudownymi obrazami Matki Bożej: u dominikanów, u karmelitów na Piaskach i u franciszkanów konwentualnych.
W kościele św. Barbary pewiem ojciec jezuita, zauważywszy raz brata Alojzego na modlitwie, dał mu w prezencie książkę pt. „Chrześcijanin na samotności" i ucałował koniec jego paska. Obecnemu przy tym bratu Jackowi wytłumaczył, żeby się nie dziwił tej wdzięczności, bo on temu paskowi zawdzięcza swoje powołanie zakonne i zaraz wyjaśnił, iż raz, gdy był jeszcze chłopcem, matka jego poskarżyła się na niego Bratu Alojzemu, że jest urwisem, za co Alojzeczek ostro go skarcił, a on odtąd się poprawił i został księdzem.
Tak Brat Alojzy w swoim życiu wymodlił niejedno powołanie do zakonu i do stanu kapłańskiego. Toteż ojcowie reformaci z Wieliczki, jak o. Walenty Starmach czy o. Zygmunt Janicki, wierząc w skuteczność modłów Alojzeczka, gdy dawali misje lub rekolekcje w pobliskich parafiach, chętnie go zabierali z sobą, by swoimi modlitwami wspierał ich pracę misyjną. Postępowali oni tak, jak bracia z czasów św. Franciszka, kiedy to jeden głosił kazanie, a drugi lub dwóch stało za nim, modląc się o łaskę nawrócenia grzeszników.

Na koniec dodać można, że Brat Alojzy był gorliwym pielgrzymem do miejsc odpustowych, jak Mogiła, Bochnia, Odporyszów, Kalwaria Zebrzydowska, Myślenice, oraz bardzo czcił cudowny wizerunek Pana Jezusa w Kobylance, położonej w jego rodzinnych stronach, nosił bowiem z sobą obrazek tego Pana Jezusa.